Za nami pierwszy poważny upadek i pierwsze rany

Ten dzień musiał nadejść. Musiał, bo dzieci uczą się chodzić i biegać między innymi poprzez upadanie. Musiał, bo dzieci zawsze znajdą jakiś sposób, aby się skaleczyć. Jedne robią to mając miesiąc, inne mając rok, a jeszcze inne krzywdę robią sobie mając lat 15, spadając chociażby z roweru czy też bijąc się z kolegą.

Ja wiedziałem, że ten dzień nadejdzie. Wiedziałem, że on będzie się powtarzał, a mimo wszystko w sytuacji, w której moje dziecko zrobiło sobie krzywdę czułem, jak boli mnie serce. I boli do dziś. Zwłaszcza gdy spoglądam na poobijanego synka.

W niedzielę wybraliśmy się na spacer do tutejszego parku miejskiego. Andrzej jechał w wózeczku, ale w samym parku postanowiliśmy, że wyjmiemy go z wózka, aby sam sobie pospacerował. W końcu musi przyzwyczajać się do tego, że nie wszędzie jest wożony. Z resztą Andrzej bardzo lubi samodzielne spacerki.

W pewnym momencie synek usiadł na drodze i zaczął bawić się kamyczkami. Nie zwracał na nas uwagi, nie spoglądał na nas, gdy wykrzykiwaliśmy jego imię. Postanowiliśmy więc odejść od niego na jakieś 10 metrów, aby sprawdzić czy jakoś zareaguje.

Zareagował, podniósł się i zaczął iść w naszym kierunku. Niestety, chyba zbytnio się spieszył, bo po kilku kroczkach niestety się przewrócił. Prosto na twarz, nie podpierając się dłońmi. Prosto na asfalt. Efekt widać na zdjęciu.

Za nami pierwszy poważny upadek i pierwsze rany

Andrzejek w pierwszej chwili bardzo mocno płakał, ale dość szybko się uspokoił. Szybciej, niż my, jego rodzice. Andrzej krwawił, ale był przeciwny temu, aby wsadzić go do wózeczka. Chciał dalej iść samodzielnie. No i poszedł. A później wszedł do piaskownicy i w rany wtarł piach :D.  Jak żołnierz.

A nas bolało serce. Rodzic, pomimo świadomości, że dziecko czasem po prostu musi zrobić sobie krzywdę, chyba nigdy nie oswoi się z tym, że dziecko cierpi i że dzieje mu się coś złego. Jakoś sobie tego nie wyobrażam, aczkolwiek mam pewność, że przy każdej kolejnej „awarii” przeżywać będą ją coraz mniej, z przyzwyczajenia. Nigdy jednak nie będę na to obojętny… Ty też.

No właśnie, może pochwalisz się pierwszym upadkiem swojego dziecka? Wynikał on z Twojej nieuwagi czy po prostu z tego, że tak być musiało? Bo wypadki z powodu naszej nieuwagi też już zdążyliśmy mieć, ale na szczęście nie wiązały się one z żadnymi stratami.

A swoją drogą wspaniałe jest to, że dziecko po upadku nie kładzie się i nie mówi, że ono to wszystko pierdzieli i nie będzie chodzić, tylko podnosi się i idzie dalej. Szkoda, że nam, dorosłym, brakuje w wielu różnych sytuacjach właśnie takiego podejścia. Przydałoby się.

Top content