Stres maturalny? U mnie był po egzaminie. A przecież matura to bzdura!

Jak już wczoraj wspominałem na swoim Facebooku pewna stacja radiowa trąbiła wczoraj o tym, że lada dzień rozpocząć mają się matury. Okazuje się, że ten lada dzień, to już jutro. Ja nie o najbliższych maturach chciałem dziś pisać, a o maturze w moim wykonaniu. A robię to po to, aby w przyszłości moje dziecko nie traciło nerwów i zdrowia na ten egzamin. Mam nadzieję, że przedstawiony tu przeze mnie punkt widzenia będzie spójny również z Twoim światopoglądem i być może również Ty w przyszłości odeślesz do niego swoją pociechę.

Przejdźmy już do tej mojej matury, która nie poszła mi jakoś rewelacyjnie, ale ostatecznie jakoś ją zdałem ;-).

Zdawałem maturę z trzech przedmiotów: język polski (ustnie i pisemnie), język angielski (ustnie i pisemnie) oraz matematyka (tylko pisemnie). Do każdego egzaminu, oprócz ustnego angielskiego, podchodziłem na poziomie zaawansowanym. Wtedy bowiem i tak zdawało się wersję i podstawową, i rozszerzoną. Stwierdziłem więc, że dla rozrywki warto spróbować i trudniejszego egzaminu.

Muszę przyznać, że maturą zupełnie się nie stresowałem. Do kolejnych egzaminów podchodziłem z wielkim luzem i zdawało mi się, że idzie mi nieźle. Nie stresowałem się tym być może dlatego, że nie miałem żadnych konkretnych planów na przyszłość, nie wiedziałem gdzie chcę iść na studia i generalnie byłem nieogarnięty. Wszystko jednak zmieniło się w dniu matury z matematyki. Mój prawdziwy stres maturalny pojawił się… po tym właśnie egzaminie.

Gdy wróciłem do domu i zobaczyłem rozwiązania zadań, to po prostu zbladłem. Przedmiot, z którego miałem być najmocniejszy okazał się tym, który w moich oczach miał być niezaliczony. Wiadomo, że licząc swoje punkty przyjmowałem wersję pesymistyczną, zakładając, że osoba sprawdzająca egzamin nie będzie miała żadnej dobrej woli. No i stwierdziłem, że nie zdam.

Zacząłem pić alkohol, na umór. Kończyło się to problemami z trafieniem do domu, a później problemami z trafieniem wymiotami do kibla. Był dramat, totalnie się rozsypałem i nie wiedziałem jak to wszystko ogarnąć. Aż pewnego dnia mama wsadziła mnie w autobus do Niemiec i pojechałem do babci, odpocząć psychicznie i fizycznie.

A później wróciłem do domu i pojechałem odebrać wyniki z egzaminu maturalnego. Okazało się, że z tej pieprzonej matmy miałem niecałe 70%. Więc bez szaleństw, ale zdecydowanie więcej, niż przewidywałem. I cały ten maturalny stres był niepotrzebny. Zobacz, tak wyglądałem jadąc na wakacje znając już wyniki matury ;-).

Stres maturalny? U mnie był po egzaminie. A matura to bzdura!

Opowiedziałem Ci tutaj tę historię po to, abyś zrozumiał, że stresując się pogarszasz tylko swoją sytuację. Niezależnie od tego, czy robisz to przed egzaminem, w jego trakcie czy też już po maturze. Stres nas wyniszcza, osłabia, powoduje choroby. Stresu trzeba unikać, a już zwłaszcza w tak bzdurnych sprawach jak matura.

Tak, matura to bzdura!

Ja kończąc liceum dobrze wiedziałem, że matura nie jest żadnym egzaminem dojrzałości. Nie wiedziałem tylko co nim jest.

Teraz wiem już, że egzaminem dojrzałości jest: życie z kimś, bycie za kogoś odpowiedzialnym czy wychowywanie dziecka. Serio, matura to bzdura. Dla jasności: nie mówię, że jest nic nie warta i niewiele znaczy, bo tak nie jest. Znaczy dużo, jest pierwszym poważnym egzaminem, daje szansę na rozpoczęcie studiów. Na pewno nie jest jednak powodem do tego, aby przesadnie się nią przejmować, tracąc na nią i nerwy i zdrowie. Bo w życiu czeka na nas wiele cięższych egzaminów, których nie można poprawić.

Zobaczysz, gdy będziesz starszy, to zrozumiesz, że najważniejsze jest zdrowie i szczęście najbliższych. Kiedy Twoje dziecko zachoruje, to pojmiesz, że stresowanie się i denerwowanie maturą czy egzaminem na prawo jazdy było głupotą.

Nie powtarzaj moich błędów. Wyciągnij z nich wnioski.

I na luzie podejdź do matury. Do egzaminu przygotowujesz się od jakiegoś czasu, masz łeb na karku i z pewnością wypracujesz dobry wynik, podejdź do matury na poważnie, ale bez stresu i paniki. Będzie dobrze.

Najważniejsze jest to, abyś był zdrowy, no i szczęśliwy. Nawet liżąc znaczki pocztowe, bez matury.

Top content