Biopsja, czy ona musi się źle kojarzyć?

Czeka nas biopsja, konkretnie czeka ona Kasię. Zacznę od początku.

Kilka tygodni temu mieliśmy okazję odwiedzić znajomego lekarza, ginekologa, który to zbadał moją żonę. Miał chwilę wolnego czasu, więc swoim aparatem prześwietlił ją dość dokładnie nie skupiając się tylko na tych częściach ciała, które interesują ginekologa. I w czasie tej właśnie wizyty dowiedzieliśmy się o czymś podejrzanym, otóż na prawym płacie tarczycy lekarz ten zauważył coś niepokojącego. Jakąś narośl, która nie jest standardem i którą zobaczyć powinien specjalista.

Dobrze wiem, że na wizytę u endokrynologa na NFZ czekalibyśmy dość długo, więc bez wahania zdecydowaliśmy się na wizytę prywatną, na którą trzeba było chwilę poczekać. Kasia u lekarza była dopiero dziś. I ten, a właściwie to ta pani doktor, powiedziała, że rzeczywiście jest tam coś dziwnego, coś czego być nie powinno.

Zgodnie z jej przypuszczeniami na prawym płacie tarczycy znajduje się guz. Według jej opinii na 99% nie jest to nic rakowego, a zwyczajny guzek, w którym zbiera się jakaś ciecz i z którym się normalnie żyje. Trzeba to jednak sprawdzić.

I dlatego już jutro Kasia idzie na biopsję. Jakimś magicznym sposobem pobiorą do badań fragment tego guzka i sprawdzą czy nie siedzi w nim coś złego. Jesteśmy dobrej myśli wierząc, że gdyby było to coś niepokojącego, to lekarz zauważyłby to na pierwszy rzut oka.

Tak czy inaczej słysząc słowo biopsja człowiek myśli o jednym.

O raku.

I kojarzy się to źle. Ja osobiście mam nadzieję, że po przeczytaniu wyników badań, które wkrótce przeprowadzone będą na pobranym materiale zmienię to podejście. Bo bardzo chcę, aby biopsja zaczęła mi się kojarzyć bardzo dobrze. Z wynikami korzystnymi i odpędzającymi precz wszelkie czarne myśli.

Top content